Zabraliśmy się wreszcie za zgłębienie drugiego wiekopomnego dzieła pióra Daniela Kaldera. Osiągnąwszy stronę piątą (z ponad pięciuset)-czytanie idzie powoli, gdyż zachciało nam się zakładać firmę, żeby mieszkać bliżej domu i nie mamy czasu nawet na Daniela Kaldera- przeczytaliśmy na niej definicję naszego burzliwego żywota.
Okazało się, że "na tych, którzy nie godzą się na kompromis, a przeciwnie, dręczeni przez demony odczuwają przymus spełniania wszystkich zachcianek swej rozdygotanej kreatywności" czyhają trudne wybory. Nie musimy się jednak martwić, oto nasz mistrz przeprowadzi na kolejnych stronicach "analizę mrocznych głębin ludzkiej duszy, potęgi wyobraźni i trudnych wyborów", których to życiowy limit wyczerpaliśmy zresztą w zeszłym tygodniu.
Na cześć wszystkich antyturystów (i w celu namówienia tychże do odwiedzenia Kłopotnicy, która co prawda Kałmucją albo Udmurcją nie jest, ale ma w sobie coś z klimatu tych miejsc, w których nie dzieje się nic, a dźwięk młotka wbijającego gwoździe, zagłuszany przez kopalnianą flotę samochodów ciężarowych, jest wydarzeniem co najmniej doniosłym) i ku zachowaniu w naszej pamięci kopalni, która stanie się kiedyś zrekultywowaną ostoją dzikiej zwierzyny, rączych łani i uroczo świergolących piskląt rzadkiego ptactwa, trochę kłopotnickiego industrialu.
jak tam pieknie... cudne lekarstwo na wiejska depresje;)))
OdpowiedzUsuń