Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

sobota, 9 maja 2015

Piąty żywioł.

Uff. Piąty żywioł. Budowlańcy. Nie do okiełznania przez zwykłego człowieka, który raz, góra dwa razy dziennie znajduje godzinę na to, by pojechać na plac boju i zerknąć, co się tam dzieje...

Naszym wyborem jest układ, w którym zajmujemy się w zasadzie wyłącznie regulowaniem należności (i wspominanym już ostatnio wybrzydzaniem). Nie organizujemy materiałów na własną rękę. Wyszliśmy z założenia, że chcemy mieć trochę życia poza budową i lepiej znamy się na własnej pracy, niż na zasobach składów budowlanych (na nich w gruncie rzeczy, tak serio-serio, nie znamy się wcale). Coś za coś. W budowlanym kieracie nie tkwimy, za to nadchodzą takie dni, że nie możemy wybaczyć sobie nieupilnowanej łąki, która zamieniła się w gliniasty ugór i zmarnowanego drewna z podłóg, które znacząco ucierpiało na rusztowaniach i w roli kładek nad kałużami. Ostatnio jednak, słysząc, że odnowa muru wymaga dokupienia kamienia, poczuliśmy wolę walki. Poczuliśmy oboje, ale z pewnych przyczyn natury losowej tylko jedno z nas może oddawać się popołudniami wydobywaniu na światło dzienne kamienia pogrzebanego na ex-łące. Efekt dwugodzinnej pracy jednej osoby i jednej, pożyczonej od życzliwych Ch., taczki uznajemy za imponujący. (Uwierzyliśmy też, że w jakiejś części ukrócimy zapędy piątego żywiołu, polegające na nabywaniu materiału nieco zbyt wcześnie i jakby bez naszej ostatecznej zgody.)



Prawda jest też taka, że choć żywioł tylko odrobinę daje się utrzymać w ryzach, na ostateczne efekty jego działań nie możemy narzekać.




A kiedy pomyślimy, że za rok albo dwa spojrzymy znad kuchennego zlewu przez dopracowane wedle naszych życzeń okno, serce rośnie!











3 komentarze:

  1. Zestawienie na przedostatnim zdjeciu nie daje watpliwosci co, jakby to ujac... ma dusze (?)
    A

    OdpowiedzUsuń
  2. Ależ pięknie to wszystko wygląda! To właśnie moje klimaty, kibicuję Wam całym sercem! Ja to mógłbym gapić się na takie mury bez końca. To je ono! ...powiedzieliby bracia Czesi.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ech... a wyobraźcie sobie budowę 1100 km od domu... Zajrzeć Inwestorzy mogą, przy pomyślnych wiatrach, najwyżej raz na miesiąc. Czasem włos im się jeży, czasem mają ochotę kląć, płakać albo bić Wykonawców. Z drugiej strony: nie wiadomo, co lepsze - duży stres rzadko, czy niewiele mniejszy codziennie ;)
    Pozdrawiam serdecznie i kibicuję - Hania

    OdpowiedzUsuń