Kiedy nie dzieje się nic, jest zupełnie nieźle. Można sobie wymyślać - a to posadzenie drzewa (wraz z profilaktycznym ogrodzeniem go taśmą ze wszech miar ostrzegawczą), a to grzebanie sztachetą w rowie (tam, przy wartkim odpływie z drenażu). Można to robić, a jak zawieje chłodniejszy wietrzyk, albo Okruch zacznie domagać się większych ilości żywności, można sobie pójść i niczego nie trzeba. Jednego dnia dziura pod gruszę. Drugiego wybór drzewa. Trzeciego sadzenie. Ekstra.
Sytuacja jest taka, że tak zwane życie weryfikuje plany i teraz już tylko połowa z nas może doglądać i pilnować nie-budowy, która powróciwszy z wielkim hukiem, otarłszy się o awanturę, położyła kres słodkiemu czasowi snucia planów i braku przymusu podejmowania decyzji. (Druga połowa może tylko wymyślać i mieć nadzieję, że na placu boju dzieje się to, co ma się dziać, oglądać zdjęcia oraz stare cegły z różnych, okolicznych rozbiórek, które leżą na naszym mirskim balkonie dostarczone przez W. wykonawcę, czekając na decyzję - któraż to trafi na odbudowywaną ścianę.)
Jakoś tak wyszło, że nadszedł czas by brać się za poskładanie domu.
Prosta rzecz- są zdjęcia, jest projekt z pozwoleniem, jest ekipa, jest kierownik budowy, który dogląda i doradza. Ale ileż w tym wszystkim pytań - w dodatku takich na które w te pędy trzeba udzielić odpowiedzi!
Trzymam kciuki! I oczywiście czekam na więcej newsów z placu boju! :)
OdpowiedzUsuńBędzie dobrze ;) nawet jeśli niektórzy kierują z tylnego siedzenia ;) Trzymamy oczywiście!
OdpowiedzUsuńJak to? Nie ma fotorelacji?
OdpowiedzUsuńAni z "kiedy nie dzieje się nic", ani z grzebanie sztachetą w rowie, ani z otarłszy się o awanturę???