Zawsze na posterunku, siłą rzeczy - systematycznie na zdjęciach, tym razem awansował do rangi bohatera.
Przygotowaliśmy się na widok działki usianej śmieciem, zdewastowanego nowo położonego dachu (a dokładniej prawie-połowy połowy dachu, bo ciągle pada), a tym czasem, poza nowoczesną sławojką, tylko prowizoryczna brama nieco przyklękła.
Nie da się ukryć, jesteśmy szczęściarzami!
Zaiste - szczesciarze z Was
OdpowiedzUsuńWialo okrutnie :-@
Jesteście.
OdpowiedzUsuńU mnie armagedon co sie zowie, powyrywane z korzeniami wielkie drzewa, inne połamane, ogrodzenie od strony lasu jest juz wspomnieniem. Wszędzie wielkie konary starych dębów i lip, o brzozach nie wspominając. Przy domu też nie lepiej, ale ani jedna dachówka nie spadła z żadnego naszego dachu. No i nie ma strat w zwierzach. A prąd właśnie włączyli po 48 godzinach. Pozdrowienia!
Dom jak bunkier :). Nie sprawił kłopotu :)
OdpowiedzUsuńU nas w obejściu bez strat, jedynie psia buda zmieniła lokalizację i orientację kładąc się na dachu kilka metrów dalej... zwyczajnie obróciła się szybciej niż kula ziemska na której wcześniej stała.... potem już tylko leżała (dodam że jest dosyć duża i ciężka... mam problem by ją dźwignąć samemu). Ucierpiały okoliczne drzewa... brzozy, wierzby, lipy i sosny... niektóre powalone inne połamane i powykręcane w dziwaczny sposób. Prądu nie było jedynie przez 3 godziny.
OdpowiedzUsuńZastanawiałem się w trakcie czy nam coś nie odfrunie do ciepłych krajów... bo wiatr u nas ma się gdzie rozpędzić – przestrzenie stawów i łąk od zachodu skąd wiało, a dachy domów jak ogromne żaglowce... w kominie gwizdało jak w czarodziejskim flecie. Dom przetrwał bez uszczerbku i dał nam schronienie.
Hehe... nam też sławojkę porwał Ksawery... tylko nasza taka mniej nowoczesna była ;)
OdpowiedzUsuń