Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

piątek, 26 kwietnia 2013

Do roboty!

Podczas zastanawiania się nad noworoczną ideą odpuszczenia sobie robót w tym sezonie, zaczęliśmy odwiedzać Oldboja jakby częściej. W gruncie rzeczy jeździmy do Kłopotnicy niemal codziennie, po robocie, na dwie, czasami trzy godziny.
Zdarza nam się nawet otwierać drzwi do domu, czym w zeszłym roku wykazaliśmy się zaledwie kilkukrotnie.
Patrzymy i patrzymy. I patrzymy. I choć to wgapianie się nie ma przełożenia na żadną głośno wypowiedzianą deklarację w sprawie remontu, jakoś tak samo nam wychodzi.
Rozbieramy posadzkę w obórce (chlewiku, kurniku, stajence) i organizujemy sobie z niej drogę donikąd.
(Nabyliśmy nawet z tego tytułu 1,5 tony piasku - prawie jak budowa, co nie?)

Chodnik w stadium rozwojowym wygląda tak:


A wieńczyć będzie go taras.

Po co nam taras? Albo, inaczej, po co nam teraz taras?

Udało nam się ustalić, że brak miejsca do siedzenia i jedzenia wpływa niekorzystnie na moce przerobowe, których i tak nam brakuje. Dokładniej rzecz ujmując brakuje nam większej połowy mocy, która spędza czas na likwidowaniu Sterty, ze względu na ograniczone możliwości motoryczne.

Zatem - większa połowa spoczywa przy ognisku, grając w planszówki z Potomkiem, a mniejsza wydłubuje cegły spod wyjątkowo solidnej wylewki w oborze i oddaje się przyjemnościom brukarstwa, z którym, jak się można domyślić, ma do czynienia po raz pierwszy.

Jak wiadomo, nie ma jednak tego złego - dni Sterty są policzone! A już chcieliśmy się do niej przyzwyczaić.

10 komentarzy:

  1. Moja większa połówka przez ostatnie dni jeździ do pracy, a ja zbieram złom z podwórka, układam rozbiórkowe cegły i dachówki i takie tam. Ktoś to w końcu musi robić. Powodzenia z tarasem ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. ten focus na lico cegieł: o żeż! tak trzymać, znaczy że miejsce do siedzenia, powolnego sączenia i roztaczania jak to będzie, bez nadzoru budowlanego powoli się wykluwa. Wciągnie was, tak mi się wydaje, bo ja np. nie trafiam dokładnie w klawiaturę palcami sztywnymi od wyciągania perzu z naszej minirabaty (nie mylić z rabatami w hurtowni bud). Wiosną niby wszystko rusza, a mi się wydaje i powoli dochodzę do wniosku, że jednak trzeba coraz bardziej slow.
    pzd z G.
    p.

    OdpowiedzUsuń
  3. Taras to podstawa! Ja swój kilka lat układałam z łupków przynoszonych z pobliskiej ruiny. Tarasywyszły cudne i jest gdzie siedzieć w pogodne dni. Ciekawe, czy jutro na nim posiedzę?

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiadomo, w trakcie remontu robi się przerwy na kawę i na przemyślenie strategii, a gdzieś ją trzeba pić i gdzieś trzeba myśleć. Od tarasu z relaksującym widokiem właściwie powinno się zaczynać budowę i remont czegokolwiek :)

    OdpowiedzUsuń
  5. O! Ogród podobny do mojego... tez taki dziki!
    Dzikie ogrody są nostalgiczne i jakże urocze!
    Cieszę się,że znalazłam osoby o podobnych gustach, to jednak pocieszające!
    Mój taras zależny od słońca... raz pod czereśnią... raz pod jabłonią.
    Obecnie walczę ze swoją stertą gruzu, do której też nie udało mi się niestety przyzwyczaić, choć lata mijały!
    A więc... do roboty, nowy sezon remontowo budowlany nadchodzi,choć mogłoby być już tak przyjemnie!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ładne zdjęcie, jak zwykle. Bardzo dobry kierunek ten chodnik, będziecie mieli gdzie chodzić ;)
    P.S. Fachowca od wykończeniówki (płytki, sufity, podłogi, dźwi i wanny) poszukuję. Dobrego. Terminowego. Tu się naprawdę uśmiałem... Na ten sezon! Dobre, co nie...? Jakby ktoś jednakże spotkał takowego Okaza w okolicy, to polecam się łaskawej pamięci. Ukłony. Sąsiad.

    OdpowiedzUsuń
  7. Mam o czym myslec, taras! Wynosilam krzeslo z domu i siadalam w słoncu. A taras musi byc! Mam taki sloneczny dom, tzn. z kierunku płd-zach jest widok na przestrzenie.
    Poczytalam waszego bloga od poczatku i tak sie nie moglam zorientowac, dlaczego tyle pozwolen wam bylo potrzebne i w ogole nie liczylam dokladnie tej mojej powierzchni do podatku. Bo i tak dom byl nie do zamieszkania, a prace potrwaja dlugo. Bryly domu nie zmieniam, tylko glownie w srodku trwaja prace. Gmina Mirsk to tez moja gmina i tam zalatwialam jakies papiery, ale mam bardzo mile wspomnienia.
    Ja jeszcze jestem w innym miejscu, mąż pojechal cos tam robic wlasnymi "ręcami" i okoliczną pomocą, ale juz nie moge sie doczekac.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z UMiGu, poza imć burmistrzem o wszystko mówiącym przydomku "Zobaczymy, Co Da Się Zrobić", to też mamy same miłe wspomnienia - tyyyyle razy tam byliśmy:) I codziennie spoglądamy sobie przez okno na ratuszową wieżę.

      Papiery były nam niezbędne do uzyskania projektu i pozwolenia na budowę (rozbudowę i przebudowę) - ale z tego, co się orientujemy, tę drogę obierają nieliczni:)

      A o powierzchni do podatku musieliśmy poinformować urząd zaraz po zakupie domu. Takie prawo. No to poinformowaliśmy - nie spędza nam to jednak snu z powiek, wszak korzystamy z tych chodników, przedszkola i usług urzędu, na które ten podatek w jakiejś części jest pewnie przeznaczany.

      Usuń
  8. A Gajówka - jest wyjątkowa:)

    OdpowiedzUsuń