Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 3 lutego 2013

Ostatnie tchnienie zimy.


Za moment będzie już można odtrąbić początek sezonu remontowego.


Przebiśniegi są? Są! Są też potężne kiełki tulipanów i innych wiechci.
(A w ramach niedotrzymywania postanowień noworocznych pojawiają się nawet myśli o rozbieraniu stodoły w celu pozyskania kamienia na ogrodzenie.)

Wczorajszy rekonesans (pierwszą wizytę na włościach od połowy grudnia) zakończyliśmy na herbatce u K. i M., a tam - A., któremu, można powiedzieć - od lat - machaliśmy w geście pozdrowienia, gdy przemykał szosą przy której stoją nasze domostwa.

Czasami tak bywa.
Człowiek jedzie szukać przebiśniegów, a znajduje...sołtysa.



P.s.W tak zwanym międzyczasie zdarzyło nam się też kilka innych, dobrych rzeczy.Między innymi wiadomość od przyszłych kłopotnickich sąsiadów, których jeszcze nie znamy i tajemnicza przesyłka od Czesława, którego zdecydowanie powinniśmy poznać.

7 komentarzy:

  1. Czyją stodołę będziecie rozbierać? Ja chcę kilka belek i deski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Swoją:) Niestety też z niej chcemy kilka belek i deski:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A okucia albo co będą dla zbieraczy? Się zapytuje nieśmiało. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A w ogóle, to jak to tak... bez stodoły?

    OdpowiedzUsuń
  5. oj u nas też już zaraz będą z ziemi wychodzić krokusiki już się na to cieszę :))))

    OdpowiedzUsuń