Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 1 października 2009

W oczekiwaniu na formalne konkrety

Sen z oczu spędza nam nie tylko ewidentnie dziurawy dach.
Marzymy o domu pasywnym. Zważywszy na to, że jedynym medium we wsi (poza studniami) jest prąd, marzenie to nabiera wymiaru praktycznego. Problem w tym, że rasowy pasywny dom zbudować należałoby od podstaw, zwracając szczególną uwagę na uwzględnienie w konstrukcji szeregu okien i świetlików. Rozważamy więc instalację pompy ciepła i baterii słonecznych i na tym pasywność domu chyba się skończy. Ideałem byłoby napędzanie popy przy zastosowaniu kolektorów. Wszystkie te rozwiązania wydają się w obliczu polskich realiów wyjątkowo kosztochłonne i w zasadzie nie przynoszące żadnych, poza ideologiczną satysfakcją, korzyści. Może jednak koszt niezależności wart jest poniesienia?
Powoli ustalamy plan robót. Połowa z nas widzi w porządkowaniu domu i obejścia fascynującą podróż przez wieki znaczoną interesującymi artefaktami z przeszłości, druga połowa wyrzuca w myślach stare firanki obsiadane obecnie przez stada dzikich lokatorów...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz