Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

czwartek, 21 czerwca 2018

Jak poparzeni.

Chciałoby się rzec, że biegamy jak poparzeni, prawda jest jednak taka, że bardziej się snujemy - od tynkowania do malowania okien, od malowania okien do "a może by upiec jakieś ciasto". Ze zdwojoną siłą odczuwamy także podporządkowanie się oświacie, dzielącej nasze dni na przed i po szkole (oraz - często - przed - i - po - czymś-tam-co-jest-po-szkole-włączając-w-to-weekendy). Co się człowiek zamachnie łatą lub pędzlem, to już go woła proza życia.
Okazuje się jednak, że nawet system bujania się między wszystkimi tymi zajęciami daje jakieś efekty.

Zakopaliśmy (tymi rękoma!) wykop zrobiony przez koparkę ("na godzinę to mi się nie kalkuluje jechać, żeby to zakopać").

Mamy jakże niezbędny do życia trawniczek pod domem (w którego powoływaniu do życia bardzo zasłużył się S.) - z czym wiązało się rozparcelowanie 25 ton ziemi, oczywiście tymi rękoma, bo przecież na godzinę to się nie kalkuluje jechać,.

Pomalowaliśmy drzwi oraz- częściowo - okna - uszczęśliwia nas teraz dogłębnie woń dziegciu i terpentyny unosząca się wszędzie wokół.




Odbyliśmy kilka spotkań towarzyskich przy stole (są przecież w życiu rzeczy ważne i ważniejsze).

Skosiliśmy, dwa razy.

Kotłownia jest otynkowana w 1/4  licząc tylko ściany - osiągnięcie tego efektu zajęło nam niespełna trzy tygodnie, wprawa jest jednak coraz większa, możemy więc liczyć na to, że do przyjazdu pieca ujrzymy szczęśliwy finał (może nawet dzisiaj?, a nie, dzisiaj to chyba jednak ciasto).

Wczoraj naprawiliśmy nawet - po małej, acz niezwykle niezabawnej katastrofie budowlanej - sufit nad salonem, przerywając tym samym malowanie okien i opuszczając kolejny dzień tynkowania.

Dowiedzieliśmy się, ile jeszcze musimy zrobić, by formalnie zakończyć budowę - nie zadziałało to nadmiernie mobilizująco.

No i pożegnaliśmy dwa kontenery śmieci pobudowlanych - z czego jeden zawierał głównie odpady zmieszane po biesiadach budowlańców.

Generalnie - jest ładnie i sympatycznie, tak jak na (nie)budowie być powinno.





8 komentarzy:

  1. No łał. Nie wierzę w to co widzę! To już jest DOM!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jaki ładny dom się Wam (nie wy)budował.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyglada już imponujaco :). a teraz dylemat - co by tu ukończyć w pierwszej kolejności :). Nadal trzymam kciuki za szczęśliwe ukończenie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zajrzałam! Piękne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo duży dom, robi wrażenie. Właściciel będzie miał niełatwe zadanie aby to wszystko urządzić ale ile tutaj jeszcze pracy. Szok, ciekawa jestem efektów końcowych budowy

    OdpowiedzUsuń
  6. Coś się dzieje, więc chyba nie jest źle. :) Dom zapowiada się naprawdę dobrze! Rzeczywiście jest ogromny... Powodzenia w dalszych pracach.

    OdpowiedzUsuń