Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

środa, 29 września 2010

Nowy dom.

"Dom" w przenośni rzecz jasna, czyli mieszkanie. Nie porwaliśmy się na kolejną ruinę, a jedynie zmieniliśmy dystans do tej naszej jedynej, dobrze rokującej, tętniącej nadziejami na realizację wszelkich planów dotyczących prywatnego domu kultury, którego fundamenty już stoją (w naszych głowach oczywiście, nie żeby budowa drgnęła).

W każdym razie dzisiaj przeprowadzamy się do miasta-widma. Kto był i widział, ten wie. Można zrobić tak, żeby perełka zamieniła się w potencjalne gruzowisko. Ktoś tam intensywnie nad tym pracuje. Maczała w tym palce rewolucja przemysłowa, maczała historia, ale prawdziwych - decyzyjnych - rękoczynów dopuścił się kto inny.




Ledwie się człowiek dowiedział, gdzie można kupić dobry chleb (nawiasem mówiąc - w mięsnym), a już czekają go nowe poszukiwania...

P.s.Serdecznie dziękujemy Cioci I. i Wujkowi P. za oszczędzenie nam eksperymentu pod tytułem - jak przeprowadzić pralkę z dzieckiem na ręku.

2 komentarze: