
"Codziennie - przynajmniej po cztery godziny dziennie" odchodzi w niepamięć. Wygląda na to, że wczoraj pompowaliśmy po raz jakby ostatni, ku uciesze Okrucha, który w swej łaskawości, przekupiony ciastem z gruszkami, biegał po dopiero-co-przywiezionej do zasypania fundamentów ziemi. Okazało się, że jego zerówkowi kumple z Jagódek mają lepiej, bo nie dość, że nie muszą się przeprowadzać, to jeszcze nie muszą codziennie siedzieć na tej głupiej budowie.
(Nawiasem mówiąc, gdyby udało nam się dokonać cudu (nie)budowy wcześniej, nasze dziecię nie doświadczyło by towarzyskich wspaniałości mieszkania w bloku, czyli w bardzo niedalekiej bliskości współtowarzyszy zabaw. Także znowu wyszło nam na dobre.)

*Powyżej zaobserwować można nową, lepszą stertę. A nawet dwie. Trzy czwarte obu stert zostały ułożone przez jedną osobę, która już, już chciała się poddać, gdy przybyła odsiecz w postaci takich jednych, Znanych i Lubianych. Podbudowane morale i dodatkowa para rąk do pracy (oraz dostarczenie dziecka do towarzystwa dla naszego Potomka) są nie do przecenienia.