Dziennik (nie)budowy, czyli rzecz o tym, jak się zmienia perspektywa, kiedy życiem człowieka rządzić zaczyna dwustuletni dom.

Wszystkie występujące w tej historii postacie są fikcyjne, a wszelkie podobieństwo osób, zdarzeń i miejsc-czysto przypadkowe.

niedziela, 31 stycznia 2010

Nagłe przyspiesznie.

Okazało się, że lokatorki opuszczą nasz poznański lokal już dziś.
No i dobrze. Im szybciej go sprzedamy tym szybciej będą pieniądze, im szybciej będą pieniądze, tym większe szanse na to, że tegoroczny sezon remontowy będzie nasz!
Wczoraj pierwsi potencjalni nabywcy nasze (i kilku ludzi dobrej woli) trzymiesięczne wysiłki zmierzające do dopieszczenia wyglądu mieszkania w każdym calu skwitowali prostym "do remontu".
Z utęsknienie czekamy na chwilę, kiedy w tej całej zabawie w handel nieruchomościami (oby skończyła się jak najszybciej i po wsze czasy)trafimy na kogoś, kto pogada z nami normalnie i uczciwie, bez udawania i wyszukiwania nieistniejących argumentów za zbiciem ceny. Tak jak my nie szukamy nieistniejących argumentów za jej utrzymaniem. Jesteśmy fatalnymi handlarzami. Nie da się ukryć. Jednak czyż powtarzanie z uśmiechem (w odpowiedzi na pełne oburzenia wywody o tragicznym stanie wszystkiego) "och, to kwestia gustu" nie jest trudne?
Nie pozostaje nam nic innego, jak uzbroić się w nasze hasło programowe ("KULTURA I OBOJĘTNOŚĆ") i ruszyć do boju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz